Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jelenie na dachu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jelenie na dachu. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 marca 2020

Przeźrocza (fragm. antologii Jelenie na dachu)

Obok stołu warsztatowego zepsuta lodówka zakrywała dziurę w ścianie garażu. Ojciec postawił ją z sąsiadem nad włazem szamba. Nie było szansy, żeby kiedykolwiek ponownie spełniała swoją fabryczną funkcję. Stała się nową szafką na sprzęty i narzędzia. Na śrubki, wkręty, nakładki i tym podobne. I szybko rdzewiała.
Kiedyś przez dziurę można było patrzeć do garażu i straszyć myszy na półkach ze smarami i farbami. Kiedy stało się to niemożliwe naszymi ofiarami stały się zielone i brązowe pająki z tłustymi odwłokami. Karmiliśmy je muchami złapanymi w domu, lecz nie tymi znalezionymi na lepach, bo często były wysuszone i zatrute. Nam chodziło zawsze o otumanione przejedzeniem z rozsypanego cukru, rozlanego oleju na blatach czy ludzkiego potu na skórze. Wrzucane na sieć walczyły, sprowadzając pająka i oboje lądowali w ciągu chwili w słoiku. Śniło mi się kiedyś, że sam tak wpadam do słoika. Ręce kosmosu zakręciły nakrętkę, a ja powoli dusiłem się ze strachu, bo właśnie z tym miałem umrzeć: ze strachem, który nigdy nie znajdzie ujścia.