piątek, 13 listopada 2015

Wiosna Scarecrow (fragm.)





Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, był tylko chłopcem w za dużym granatowym mundurze. Oficerem cofniętym z pierwszej linii. Tyle usłyszała od informatorów. I jeszcze to, że przeżył jako jedyny z oddziału.
 Zdawał się jej nie widzieć, tylko wpatrywać swoimi pięknymi, zbyt smutnymi oczami w pustkę przed sobą. To jeszcze dziecko, pomyślała, ale otaczająca go aura wyrażała znajomość doświadczeń zbyt tragicznych, by pozostać nietkniętym przez dorosłość . Rozpoznała ból po utracie bliskiej osoby, gdy jej własny był jeszcze świeży.
Stillness Speaks Hommage to Dalì Great Bronze Sculpture/ Mask:
Marco Cingolani: Stał w mroku namiotu, z dala od światła, jakby go unikał, jednak zauważyła jeszcze parę szczegółów, jak zaciśnięte w cienką linię usta i zmarszczone brwi. Hardość i niezłomność… lub złamany duch, a mimika podkreśla stan powstrzymywania łez, lub co gorsze – tlącą się nienawiść nie tylko do wrogów, ale do wszystkich i wszystkiego.


Świata nie uratuje nienawiść, przywołała słowa swojego mistrza.
Przede wszystkim musiała jednak załatwić inne obowiązki. Podeszła do stołu, przy którym stał pochylony nad mapami generał. Wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, teraz stanął przed nią wyprostowany i kiwnął głową na powitanie. Najwyraźniej nie wiedział jak witać cywili. Znał tylko wojnę, zaś otaczali go zwykle tylko żołnierze. W takim przyszło żyć świecie. Przekazała mu wiadomość z dowództwa i listy rodzin. Taktownie zapytał o jej podróż, ona zdawkowo odpowiedziała, czego tamten zdaje się oczekiwał, po chwili żegnając ją i życząc miłej nocy. Wrócił do swoich map, a Seszel podeszła do chłopca. Wtedy wreszcie spojrzał na nią. Jakby czekał, czegoś oczekiwał od niej, co było niemożliwe, ponieważ nigdy wcześniej się nie poznali. Wiedziała, że ma na imię Sebastian i że odegra decydującą rolę w nadchodzących wydarzeniach. Tego jednak mu nie powie. Póki co musi widzieć, czy jego duch jest złamany.
Ból po stracie bliskich czasami prowadzi do tęsknoty za śmiercią. Nie mogła pozwolić na to, by ta tragiczna wojna zabrała również ich ostatnią nadzieję. Nadzieję, której jej czasami brakowało, a o której tyle mówił jej mistrz.
Chłopiec ocalał, stała teraz przed nim. Nadzieja. Świat ma szansę. Muszę w to tylko uwierzyć, zbeształa się w myślach za wątpliwości.
Sculpture | Scratching surfaces » sculpture: Niestety, spojrzenie którym ją obdarował było dalekie od napawającego nadzieją. Otuchę znalazła w naukach swojego mistrza, przywołanych bez kłopotu. Dobre wspomnienia zalały ją i w ciągu chwili była gotowa potrząsnąć Sebastianem, próbować ocalić w ten sposób - przed strachem, depresją i pragnieniem śmierci. Nie mogła jednak tego zrobić. Uspokoiła się z trudem. Wewnętrznie zapewniła siebie o sensie i wielkim powodzeniu misji, którą wypełnia. Przywołała wreszcie uśmiech, mówiąc:
- Witaj, Sebastianie. Zajmę tobie tylko chwilę – rozejrzała się. Nikt ich nie podsłuchiwał. - Chcę, żebyś mnie uważnie wysłuchał.  To bardzo ważne. Chodzi o zakończenie wojny. – skrzywiła się, mimowolnie kierując spojrzenie ponad jego ramię. Mogło pójść lepiej, przygryzła dolną wargę jak czyniła od maleńkości, gdy wstydziła się czegoś. Pierwsze słowa, a wypadły nieudolnie. Jak słowa dziecka, które mówi i zachowuje się jakby wszystko miało równie wielkie znaczenie. Jak pozbyć się z ust słów o odwadze, najwyższej stawce i poświeceniu, gdy głowę wypełnia poczucie misji? Nie ważne. Po prostu mów, pomyślała. Skup się na tym, co wiesz. Starała się zwracać uwagę jak reagował na to co mówiła.
Celowo wspomniała jego imię, choć nie zostali sobie przedstawieni. Wyraźnie go to zainteresowało, lecz tylko przez chwilę. Potem wróciła chłodna wrogość i dystans. Ale czy na pewno tym były zmarszczone brwi, zaciśnięte usta i tnące spojrzenie? Czy może pomaga tonącemu w depresji?
 Seszela chce przywołać jego świadomość, określić kim jest i w ten sposób zastąpić żal i beznadzieję... nadzieją. Poczuciem misji. Właśnie tak postąpiłby jej mistrz.
Gdy ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały, stwierdziła, że pierwsze słowa odniosły skąpy efekt, ale odrobina zainteresowania, jakim ją obdarzył dawała szansę, której nie chciała zmarnować. Przestał patrzeć przez nią. Już nie spoglądał na świat na wskroś jakby przestał istnieć. Jakby przestał się liczyć.
Lekko przekrzywił głowę, obarczając ją przejmującym uczuciem osamotnienia, z którym najwyraźniej się mierzył, odkąd śmierć zabrała wszystko co było mu najdroższe. Zamiast pozwolić sobie na rozczulenie, podjęła konsekwentnie, ze szczerością:
                 - Przybywam ze Szkoły Ścieżki. Jestem od wielu lat w drodze. Spotkały mnie niezliczone przygody i niebezpieczeństwa… utraciłam kogoś bardzo mi bliskiego w przeddzień przyjazdu do tego obozu. Mojego mentora i mistrza. – zawiesiła głos, czując wzbierające łzy. Przetarła oczy wierzchem oczy, nie mogąc się opanować do końca. Była zmęczona, a wspomnienie o mistrzu, o człowieku, który poświęcił życie jednej misji, wychowując przy tym rozwydrzoną i głupią nastolatkę, nie tracąc nigdy hartu ducha sforsowało bariery opanowania. Nie mogła przestać myśleć, że mistrz Kalahan nie dożył do tego decydującego momentu. Pomyślała, że nie jest gotowa, że zawiedzie przy pierwszej rozmowie. Przepraszam, Mistrzu…
Poczuła dotyk szorstkiej skóry na swoim policzku:
                - Już dobrze – powiedział Sebastian, wycierając delikatnie samotną, ciężką łzę. Po chwili zabrał dłoń, na powrót przybierając wycofaną postawę.
Wtedy właśnie uświadomiła sobie, że nigdy nie będzie gotowa, tak jak ten chłopiec nie był gotowy, by utracić cały swój oddział i żyć dalej z taką świadomością. Życie będzie stawiało coraz większe i cięższe próby przed nimi. Była tego pewna. Westchnęła. Muszą po prostu walczyć. Położyła rękę na ramieniu Sebastiana. Wzdrygnął się wyraźnie, lecz nie cofnął nawet o krok, dlatego już spokojniej mówiła dalej:
-  Mam na imię Seszel, ale przyjaciele mówią mi Szelka – uśmiechnęła się lekko – Mój mistrz, jedyna osoba, która była mi bliska, zmarł wczoraj. Misją jego życia było zakończyć wojnę ze Zwierciadłem – Słuchał jej uważnie. Wspomnienie o śmierci nadało jego źrenicom jeszcze ciemniejszy kolor. Jego ból może nigdy nie znaleźć ukojenia. Ta myśl przejęła ją grozą. Ścisnęła jego ramię, jakby chcąc żeby się otrząsnął. I rzeczywiście, teraz spojrzał na nią z nagle odzyskaną twardością we wzroku, co do której Seszel nabrała pewności, że zespoliła wszystkie inne uczucia w tym chłopcu w jednym punkcie – na dalszej walce. Dobrze, pomyślała. Wrogów będzie dość na polach nadchodzących bitew, nie powinno się ich mnożyć wewnątrz naszych serc i głów, dodała w myślach. – Chcę, żebyś do mnie dołączył w mojej dalszej wędrówce.  Możliwe, że…
- Zgadzam się. – przerwał jej. Wyczuła, że drżał, zdjęła więc dłoń z jego ramienia. Była przygotowana na długie przekonywanie, wysuwanie argumentów, częściowo tylko szczerych, ponieważ niektóre prawdy muszą pozostać ukryte. Przynajmniej na razie.
Początkowo widząc Sebastiana, uznała, że jest na krawędzi, być może złamany wydarzeniami ostatnich miesięcy. Okazuje się jednak, że Przywołanie, słowa proroctwa, które dały początki misji jej mistrza, mogły być bardzo bliskie temu co widzi w Sebastianie: „Źrebię, choć we krwi wrogów i przyjaciół skąpane, niezłomne pozostanie, poprowadzi światłość…”. Coś nie dawało jej spokoju, dlatego zapytała:
- Szukasz śmierci? – Bojąc się odpowiedzi, spoglądała na niego z lekkim dystansem. Próbowała ocenić na chłodno całą sytuację, co było trudne, bowiem zmęczenie trudami podróży i śmierć, która przyszła nagle, zbierały swoje żniwo z każdą kolejną chwilą. Pytanie to w istocie mogło być testem, jednym z wielu testów umysły, ciała i woli, jakim musi go poddać, jeśli wyruszą razem. Odpowiedź Sebastiana zaskoczyła ją:
- Miałem w nocy sen. Widziałem siebie, idącego przez wydmy z popiołów. Wszyscy odeszli, zginęli, wiatr zmieszał ich pozostałości i pozostałości ich dzieł z popiłem całego świata. Każdy mój krok zapadał się po kolana, a mimo to parłem przed siebie – Zadrżał wyraźnie. Gdy nie powiedział nic więcej, zapytała ostrożnie:
- Jak skończył się ten sen?
- Nie wiem. Zanim się obudziłem, cały czas tylko szedłem. Teraz nie jestem pewien dokąd podążałem, dlaczego i co mną kierowało. Zresztą, kierunek wydawał się bez znaczenia, wszędzie widziałem pustkowie. Nawet niebo… choć słabo je pamiętam…było zupełnie zasnute czarnymi chmurami. Horyzont był grubą, czerwoną linią oddzielającą niebo i ziemię. Co to może znaczyć?
- Nie jestem pewna. – powiedziała, choć wiedziała doskonale, co to mogło oznaczać. Ta wizja prześladowała również mistrza Kalahana.