środa, 24 maja 2017

Wiersz

Do oczodołu przykleiło się oko,
Spojrzeniem kręci się za sroką,
Powiadają, że figi liść strzeże
Tajemnic po tej stronie istnienia,
Ale mnie ta bajka nie nabierze
Rękę kusi pocałunek płomienia.
W głębi gęby szczękają zęby
Znikają sroki, wkręty i wstręty.

poniedziałek, 22 maja 2017

Porozmawiajmy o pisaniu jak o seksie.

Pisanie jest seksowne. Przyciąga mnie do siebie, pozwala na dużo więcej niż sobie wyobrażałem.
https://pl.pinterest.com/pin/353321533248481866/
Czasami jednak coś mnie przejmie-opęta, nadchodzi jakaś "krotochwila" i zamiast pisać, staję się jakościowo nocną wcale niepiszącą marką.

Przede wszystkim porozmawiajmy o niepisaniu. Dlaczego?

Nie mam czasu? Pojawiają się te "rzeczy" różnej maści i pochodzenia, klasyfikowane jako "must have i must be"; słodycze dla uwagi, tuczące koncentrację, aż sam nie poznaję własnych myśli. Moja myśl, czy myśl telewizji, internetu lub ajfona?
Odmawiam podania sobie zmiany, leku na przypadłość frustracji niepisania. Nie jest to świadoma decyzja, raczej równolegle dziejący się świat, z którym dzielę pępowinę na dalsze życie, bo gdzieś chowam znamienną plakietkę z informacją o ignorancji nieczynienia pożytku z czasu jaki został mi na świecie. 
Kiedy aplikuję wreszcie zmianę, zmieniam się i ja, przecinam komfort nieświadomości i bezruchu wyobraźni. docieram stopy (długopis, klawiaturę) aż przed oblicza postaci swoich opowieści. Czekały na mnie.

https://pl.pinterest.com
Szukam inspiracji. Nie ma. Czyli koniec.
Czekaj, a co z bodźcami? Bocznymi uliczkami jak bodźcami, kieruję kroki ku inspiracji jak stacji przesiadkowej, skąd pojadę dalej. Po to idzie się na stację, żeby wędrować szybciej i lepiej. Wtedy światło reflektora zapala na jaskrawo ruchy, gesty, mimikę, słowa, zdania i interakcje. Wszystko to zasysa emocje i jestem bliższy stworzenia treści tekstu.
Dlatego gdzieś idę, coś robię, z kimś rozmawiam, coś czytam lub słucham. Wszystko jest bodźcem, od którego płonę pomysłami i słowami. Zwłaszcza emocje.







Siadam-piszę? Jeszcze nie teraz.

Znamiennymi zdaniami z kursów pisarstwa były dla mnie wskazówki dotarcia do mechanizmu, działającego w każdym, kto pisze: dlaczego jestem pisarzem.
Po pierwsze, pisanie jest sposobem komunikacji. Szukasz kontaktu, uwagi i uzewnętrznienia.
Po drugie, wszyscy są nieodkrytymi egotykami, ze zderzającymi się w punkcie ciężkości siłami tego, że "chcę" i tego "czy potrafię".

Gdybym założył lepiej prowadzonego bloga, nazwałbym go Antynygus na cześć Antygon tego świata, żeby pamiętano o dylematach życiowych nie jak o łatwych wyborach tchórza czy niekonsekwentnych decyzjach zapadłych instant-bez czytania umów i ludzkich mikroekspresji, zdradzających prawdziwe intencje i atencje. Antynygus to współczesny dylemaciarz, antyskrupulatny skorupiak z miękkim wnętrzem i pozbawiony kręgosłupa, pozorujący życie poprzez akty pazernego pasożytnictwa.
Gdybym tylko miał w sobie zacięcie do tworzenia takich słów jakich czasami mi brakuje na opisanie charakterów, założyłbym bloga i starałbym się poprawiać karykatury robiąc witraże z luster za pomocą palnika i śliny.
No, ale jest niedziela i Antynygus jeszcze się nie stworzył. Za mało mojego w tym pomyśle oburzenia, a więcej zmęczenia próbą zrozumienia.

Zdecyduj, że piszesz, siadaj i pisz. Niech zadziała szok.

https://pl.pinterest.com/pin/282319470371282171/
Twoja pasja nie jest oszustwem. Czasami odtwarzasz już znane historie, jesteś jak malarz reprodukcji, ale wciąż i nadal możesz być mistrzem swojego tworzenia, bo Ciebie jeszcze nie było i nie było tego, co piszesz ani jak piszesz.
Pisanie i niepisanie to nie fazy księżyca, to nie miesiące przeskakujące na knykciach, to konstrukt zaparcia się o zmianę pomysłu w zapis. Oparcia o to co zapisane, bo wtedy zaistnieje.
Lubię słowotwórstwo, lubię tworzyć i uwielbiam pisać, rozmawiać o pisaniu, obracać się wśród ludzi o podobnej pasji.
Czasami widzę w sobie i w innych "wenarośle": czytanie, rozmowy, oglądanie. Wena porasta życia tych ludzi. Wiedzą, że interakcja to najlepsza inspiracja i bodziec.
Czasami widzę też winarośle; obwieszanie winy, za to, że jeszcze nie jest się dość dobrym dla swojej twórczości. Mam dobry pomysł, ale nie czuję się dobry w stylu czy warsztacie. 


Jesteś dobry/a, znasz wszystkie litery, znasz miejsca w swojej duszy, które pragną zadzierzgnięcia do wyzwania, do przekroczenia bariery wnętrze-zewnętrze.

Pora coś napisać.

Seksownych słów i wielu inspiracji!

niedziela, 14 maja 2017

W razie awarii, szybka randka. ODC.1

So fairytale romantic.
https://pl.pinterest.com/pin/305189312220356509/


Kiedy zabrzmiał dzwonek, ostatni tego wieczoru, wstałem i pożegnałem się z … sam nie pamiętam jej imienia. Dziwne, ale przez pięć minut dowiedziałem się, że bada dno morza bałtyckiego i lubi czytać kryminały Nesbo, ale informacja o imieniu wypadła mi z głowy. Tak to jest z imionami; kiedy nie obracasz go w głowie jak coś istotnego, stacza się z uwagi jak kula z piedestału przy najmniejszym podmuchu zainteresowania czymś lub kimś innym. A teraz zainteresowania przeniosłem do niej. Anna. Śliczna szatynka, z którą umówiłem się tylko raz, lecz potem znajomość podupadła jak źle zarządzana firma. Nagle konakt się urwał.
Bywa, powiedziałem wtedy, a gdy spotkaliśmy się ponownie, nie omieszkałem jej wyrzucić, że:
- Nie oddzwoniłaś. Nie wiem co się stało... Odkąd przerzuciliśmy się na „szybkie znajomości” przy pięciominutowych stolikach oraz odkąd zaspokajamy potrzeby nawiązując relacje przez internet, dodałem złośliwie, reguły towarzyskie zniknęły z instrukcji obsługi społecznych interakcji, doprowadzając do upadku dobrych obyczajów…
      - Zmarł mój ojciec – odparła zażenowana, przesuwając wzrok w stronę szyby. Światło na parkingu zgasło nie wiem kiedy, lecz w tamtej chwili czułem, że płonę na całej twarzy. Przeprosiłem i chciałem zażegnać ten drobny kryzys. Wtedy opowiedziała sama z siebie o swoim życiu.
         Wpadłem po uszy. Niestety bez wzajemności.
         Szczęście w nieszczęściu co miesiąc widywaliśmy się w restauracji Żukowa, szukając szczęścia i dzieląc się historiami.
Siedziała przy stoliku z numerem 10. Odprowadziła uśmiechem faceta, który ruszył dalej. Krzyżyk na drogę, pomyślałem. Z zazdrością obserwowałem, że prostuje szerokie plecy.
- Czo to byo – powiedziałem naśladując nasz – mój i Anny – język.
Uśmiechnęła się.
- Pust-ok.
Z ulgą rozsiadłem się wygodniej. Przestawiłem filiżankę po kawie, którą ktoś zostawił.
- Szedł jakby między udami tkwiła niewidoczna beczka. – Puściłem oko.
Roześmiała się. Siedzące przy innych stolikach twarze zwróciły się ku nam. Po chwili zniknęły, gdy mój świat wypełniły oczy koloru kawy, błyszczące od piwa i śmiechu. Z kącika oka popłynęła łza, którą szybko starła.
- Popsujesz mi makijaż.
- Jak idzie?
- Niestety. A tobie?
- Dziewiątka zrobiła na mnie wrażenia.
- Serio? A jak ma na imię?
- Przyłapany. – Udałem skruszonego.
- Masz na karcie, głupolu!
- A faktycznie. – Obszukałem kieszeń marynarki – Yyyy. Chyba ją zgubiłem.
- Jesteś niepoprawny. Po co w ogóle tu przychodzisz, skoro się nie starasz? – udała że się złości, co wyszło dość zabawnie, więc musiałem przygryźć policzek, żeby się nie uśmiechnąć.
Staram się, staram – pomyślałem.
- Tak jakoś wyszło. Jak mama?
- Lepiej. – spoważniała. Czyli nie wszystko było lepiej.
- Trzymaj się jakoś – złapałem za jej dłoń. Tego właśnie brakuje w szybkich randkach – brak kontaktu. Czasu na bliskość. No, ale ich scenariusz zakładał właśnie szybkość.
- Dzięki. - Kiedy ścisnęła moją rękę, serce w mojej piersi wybuchło szybką serią bolesnych czknięć. Żeby patrzeć na ten uśmiech mógłbym wykupić dożywotni karnet na szybkie randki całego świata. – Jak ma się twój brat?
- Przyjeżdża do Gdańska. Zamieszkamy razem. Może pójdzie na studia.
- Nie naciskaj na niego.
- Przecież nie naciskam. Służę radą. To co innego.
- Jest młody, nie rozumie, że chcesz go wesprzeć. Dla niego zresztą wsparcie ma być brakiem oporu wobec jego planów.
- I drobna pomoc finansowa.
- Brzmisz jak zgred.
- Lepiej powiedz, czy zadzwoniłaś do siostry.
Przygryzła wargę.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Kiedyś musisz jej wybaczyć. Mamy ogra…
Zabrzmiał dzwonek.
- Kochani, kończymy – powiedziała organizatorka.
- Mamy ograniczony czas. Pamiętaj o tym.
- Dobrze.
Chciałem coś zrobić, żeby ją wesprzeć. Cokolwiek.
- Jesteś mi winna randkę – wypaliłem.
Wydawała się zakłopotana.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Przyjaźnimy się.
- Nie wiem jak ty, ale próbowałem prawie wszystkiego, żeby stworzyć udany związek. Nigdy jednak nie zaczynałem od przyjaźni. Znamy się od roku, choć widujemy co miesiąc. Piszemy do siebie codziennie. Pora coś z tym zrobić. Jeśli nie wyjdzie… jesteśmy rozsądnymi ludźmi, prawda?
- Wiesz co, masz rację. Raz kozie śmierć.
- Takie słowa w restauracji brzmią jak wyrok – powiedziałem z uśmiechem.
Śmiała się jeszcze, gdy podałem jej płaszcz.
- Mam rozmazany makijaż? – zapytała.
- Nie – skłamałem.

sobota, 13 maja 2017

Ostatnie światło przed snem.

˚Someones at the Window:
https://pl.pinterest.com/pin/454230312405147650/



Dzień zagrzmiał, gdy nadeszła burza, a wraz z nią noszący się na czarno ludzie w kominiarkach. Ich długie cienie dopadły mnie wcześniej, nim zrobiły to gniewne, brzmiące sztucznie, krzyki. Nie czekali aż podniosę ręce. Nie zdążyłem dojeść kanapki, upadła obok mojej twarzy.
Pokój o czarnych ścianach, tylko krzesło żółte. Posadzili mnie skutego. Ten wysoki szepnął coś smutnemu. Chciałem skrócić wszystko do minimum, ale nie potrafiłem przejść obojętnie wobec wzroku tego drugiego. Jego oczy patrzyły na mnie z wyrazem obrzydzenia, jakby rozmawiał ze mną tysiące razy w tym właśnie pokoju. Nigdy wcześniej go nie widziałem. Czułem jak cień owijał się wokół żółtego krzesła. Milczący świadek w mojej sprawie.
- Czemu to zrobiłeś? - zapytał.
 Zacząłem od początku:
- W brzuchu matki było najlepiej. Był tylko jeden cień. Skąd cień, jeśli nie było światła, pytasz? Wtedy ono nie istniało. Mówili mi, że nie mogłem pamiętać, ale pamiętałem. Cień taki, taki jak widzę dziś w blasku dnia. Rzucałem go na ścianę brzucha, a kiedy próbowałem dotknąć, uciekał jak stado kruków. Potem urodził mnie świat, a ja ujrzałem ostanie światło przed snem, którym jest życie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Nauczycielka patrzyła na mnie spojrzeniem dławiącym jak ości. Jej cień próbował mnie pochłonąć. Próbowałem tłumaczyć, że cień wszedł na plecy Maćka, pchnął go z okna. Wróciłem do klasy. Cień chciał ujrzeć światło w moich rękach. Ogień skoczył pod sufit. Szyba zalśniła czerwonym blaskiem, biały plastik spadał do stóp. Krzyczeli, żebym się odwrócił i uciekał, lecz ja siedziałem na krześle, wpatrzony w czarny dym, a w nim w uśmiechnięty cień. 
- Słuchaj…
- Chlusnęła wrażliwa woda. Komórki cienia zakwitły w syczących kałużach, zakwitły jak ostanie światło przed snem.
- Przestań opowiadać bzdury! Czemu to zrobiłeś?!
- Czarne włosy zasłoniły spokojne orzechowe oczy, lecz widziałem w nich blask dogasającego życia, gdy cień usiadł na jej piersi i pocałował, zapadając się w pełnych ustach. Noc zabrała kolory, śmierć ostatnie światło przed snem.

Cisza. Ruch. Tożsamość.

The smell of the sea…hooks us somewhere deeper than reason or civilization, in the fragments of our cells that rocked in oceans before we had minds, and it pulls till we follow mindlessly as rutting animals. (Tana French):




Widzę, jak pisze, złości się na własne słowa,
mnie kartkę i pojmuje, że nic z tego, widzę,
jak bierze się za bary z własnym przemijaniem,
płacze i niczego nie rozumie. Podzielam jego wściekłość,
bezsilność zaciśniętej pięści, która nie znajdzie już przeciwnika,
zgodę na nią i wreszcie spokój.

Łukasz Orbitowski, Nadchodzi

            





Próbuję zapanować nad swoją ciszą. Życie to przygoda. Ruch to życie.
Czasami na morzu panuje cisza, a ja żegluję z wątpliwościami, czy port istnieje, czy to mój port. Z jakiegoś powodu nie dopuszczam do siebie myśli, że płynę dla samego ruchu, dla wypełnienia reguł życia, z których najważniejszą jest zasada podążania: jeśli żyjesz, od dreptania w miejscu po taniec, od popychania do oporu jesteś w nieustannym ruchu. Zamień dwie literki: „ż” i „d” i pojawi się duch podążania – pożądanie. Idziesz za czymś lub za kimś, lecz przede wszystkim pojawia się pożądanie niezakłóconego żeglowania i żeby cisza nie skończyła się na skałach. 
https://pl.pinterest.com/pin/19421842123561538/
Próbuję zapanować nas swoją pasją. Obrazując, siadam i piszę. Nawet, gdy jedyną brzmiącą we mnie nutą jest nuta opuszczenia ważnych fragmentów mojej osobistej opowieści. Na plakacie na ścianie narysowany człowiek siedzi przy stole, naprawia sieć, w oddali horyzont wypluwa z granatowego morza ciemne chmury. Doświadczony żeglarz nie wypływa w sztorm. Siedzi w bezpiecznym porcie, śpiewa szanty i salwuje się śmiechem dopóki nie ucichną gromy. Czasami burza zastanie go na morzu, żeglarz zwija w sobie strach w supełek, owija go na świadomości, że port istnieje, jego port i tam płynie i może dopłynie? Każdy ruch na łodzi targanej wysokimi falami, między burtami przecinanymi przez błyskawice służy pasji.
Cisza mniejsza i cisza większa, w pierwszej jestem ja, rozpostarte ręce zamiast skrzydeł i lecę w dół, nieskończenie w dół, w drugiej dokonuję przemiany, lecę do góry, bez grawitacji, bez pośpiechu ku gwiazdom i spełnieniu.
https://pl.pinterest.com/pin/58687601370114498/
Próbuję zapanować nad drzazgą w sercu; wyrosła zamiast korzeni. Jest coś strasznego w korzeniach tożsamości. Skąd wyrosłeś, tam wrócisz. A gdy wędrujesz? Dom Twój, gdzie Serce Twoje. A gdy zostawiasz po kawałku serca w innych ludziach? Odrywają się wraz z nim, a Ty podążasz dalej i pożądasz wypełnienia miejsc po opustoszałych kawałkach serca. A największym jest brak początku sprzed narodzin. To właśnie dziedzictwo osoby bez zakotwiczenia się w ludziach i ich życiach, w przeszłych pokoleniach przodków nabrzmiewa i rodzi osamotnienie. Ten port nie istnieje; jest tylko próba zapanowania nad własnym tworzeniem wszystkiego z niczego.
Kiedy życie przestanie być przygodą, ruch będzie tylko kierunkowy i bezcelowy.

Lepiej pisać niż wcale.