czwartek, 23 marca 2017

Nie dasz rady.






Nie dasz rady. Przestań próbować. Po co sobie to robisz?
Masz na głowie dom, rodzinę, dziewczynę czy żonę lub dzieci, etat w biurze lub na kasie, terminy biegów, dietę, siłownię, studia...
Albo jesteś singlem bez instynktu stadnego, wypełniającym pustkę naturalnej potrzeby prokreacji za pomocą ego, samorealizacji i ambicji czy psa.
Pora odpuścić.
Nie na wszystko znajdziesz siły.
Nie jesteś supermanem.
W końcu się wypalisz. Wstawianie z łóżka stanie się największym wyzwaniem. Dawniej budziłeś się, żeby do czegoś dążyć, teraz chcesz tylko przetrwać, spełnić oczekiwania rodziny, szefa, wykładowcy. Najbardziej cierpisz pod jarzmem marzeń siebie z przeszłości, gdy nie wiedziałeś, że życie nie-je-bajka i nie powinno się o nim decydować w młodości, gdy jest się jeszcze kretynem.
Skąd miałeś wiedzieć? No skąd?

Pora się zatrzymać. Weź oddech. Zauważysz, że ból głowy mija, że za często się za nią łapałeś, nie rozumiejąc, że dobre chęci nie wystarczą i jesteś tylko człowiekiem, z ograniczonymi siłami, pojmowaniem i czasem.


"Telephone Sheep" by Jean-Luc Cornec love this installation  bit of whimsy with the telephone and yarn  #art #whimsicalart #artinstallation:
https://pl.pinterest.com/pin/452400725044139258/
Co dalej?

Załóżmy, że gdzieś tam jest twoje miejsce i twój czas jeszcze nie nadszedł. Wszystko czeka za horyzontem znanych ci spraw.

Nie jest za późno.

Żeby przestać się przejmować straconymi szansami.
Żeby przestać rozmyślać nad dawnymi relacjami.
Żeby przestać próbować naprawić to, czego nie da się naprawić.

Jesteś jedynym stałym elementem swojego życia.
Możesz liczyć przede wszystkim na siebie.
Twoje przyszłe ja czeka na ciebie już teraz.

Pora coś z tym zrobić. 

Może chodzi o odpuszczenie sobie w próbie wypełnienia planów, które ci nie idą. Może chcesz komuś coś powiedzieć. Zrobić coś tylko dla siebie. Dla kogoś, dla spraw innych ludzi postanawiasz poświęcić nie tylko swoje myśli i uczucia, ale i resztę życia?

Właściwie, czemu to czytasz?
Wiesz, że spędzasz za dużo czasu w internecie, na youtubie, na facebooku i twój telefon stał się częścią twojego ciała.

Pora odpuścić.

A gdy się nie uda, odpuścić znowu i nie przejmować się, że nie udało się oderwać od ekranu, od wypełniania obowiązków, od doglądania spraw, na których ci zależy.

Pora przestać się zastanawiać. Wiesz już przecież, że większość z tych myśli to wymówki i komfort.

Twój czas dobiega końca z każdym dniem, 
czy tak chcesz przeżyć resztę życia?

Nie dasz rady.

Resztę twojego życia 
przeżyje 
ktoś kogo nie znasz
ktoś kim nie chcesz być.

https://pl.pinterest.com/pin/422705115010191742/

P.S. Wierzę. że ci się uda.

środa, 22 marca 2017

Wiosna Scarecrow - Matka. Żywoszkło. Bóg Bez Twarzy


   Młoda, lecz złamana żalem kobieta stawiała powoli kroki na stromych stopniach. Drewno ustępowało cicho, poskrzypując. Ciało Niny oddawało ciepło opuszczonego przed chwilą małżeńskiego łoża, zaś stopy przejmował chłód wczesnego poranka, łagodniejszy o kilka stopni od chłodu samotnie spędzonej nocy.
  Opuszkami palców muskała po szarej, chropowatej ścianie. Przystanęła u dołu schodów, zabsorbowana rozcieraniem pyłu między palcami. Wszystko się sypie, pomyślała zerkając na pęknięcie w ścianie, skąd odpadł kawałek tynku.
     Koścista dłoń wydawała się jej obca tak jak otoczenie, tak jak wspomnienie o szorstkim, męskim zaroście, który kiedyś ją drażnił, a teraz kojarzy się jej samotnemu sercu z pieszczotą, jakiej nie zaznała od dawna. Zaszło tak dużo zmian, pomyślała. Jestem starą, zmęczoną kobietą, dodała w duchu ruszając w stronę salonu, gdzie zamierzała uspokoić skołatane nerwy modlitwą.
W korytarzu minęła walizki, które spakowała poprzedniego dnia. Z jednej z nich wystawał fragment białej koszuli, który przycięła zamkiem, mając w nosie że niszczy w ten sposób prezent z okazji urodzin. Wczoraj nie myślała o niczym takim, daleko jej było do wspominania o lepszych, słonecznych czasach. W przeciwieństwie do spakowanych walizek, została porzucona.
     Poczuła zapach parzonej kawy. A więc wrócił, pomyślała czując jednocześnie nadzieję, ruszając żywszym krokiem w stronę kuchni, lecz nagle zatrzymała się. Zobaczył walizki, stwierdziła ze strachem. Z miejsca pożałowała swojego wybuchowego temperamentu. Tak, żałowała tego wszystkiego, co powiedziała, choć wiedziała, że nie odwoła słów o rzeczach, które spotykają jej rodzinę. Kolejna kłótnia, zakończona trzaśnięciem drzwiami i spakowaniem walizek przyblakła teraz, jak zawsze, gdy rano budziła się sama w łóżku, z wyrzutami sumienia i wstydem. Chciała wejść do kuchni, przeprosić za wszystko, choć w głębi serca nie zgadzała się z bezczynnością swojego męża. Zamiast jednak ruszyć, stała, porażona własną bezsilnością. Oto jestem, pomyślała. Jedna z walizek. Kto mnie zabierze? Niech ktoś mnie zabierze, pomyślała ze łzami w oczach i zaciśniętymi pięściami. Paznokcie wbijały się w skórę dłoni aż pojawiła się krew, kapiąca na drewnianą podłogę.
     Odetchnęła, próbując się uspokoić. Westchnęła jeszcze raz, mocno. Ruszyła do kuchni, mając nadzieję, że uśmiecha się naturalnie i że mąż weźmie jej rumieniec, który czuła na twarzy jako zawstydzenie. Przechodząc koło salonu, kątem oka złowiła ruch. Stanęła jak sparaliżowana. Ujrzała Gavina, stojącego przed ołtarzem, na którym stało zwierciadło z żywoszkła. Przez chwilę sądziła, że widzi grę cieni wokół chłopca, lecz okno było zasłonięte. Niemniej sylwetka dziecka to pojawiała się, to znikała. Zamrugawszy oczami wreszcie zauważyła go wyraźnie - stał na palcach i dotykał dłonią tafli żywoszkła. Modli się... Nie! On się nie modli, pomyślała dławiąc pojawiające się wzruszenie i naraz pojawiła się panika i przerażenie. Żywoszkła nie należy dotykać. Nie powinni tego robić zwłaszcza golemanci!
    Żywoszkło cofnęło się przed dotykiem Gavina, by nagle zaatakować pulchne palce zębami wyrosłymi w potwornej paszczy, którą utworzyło zwierciadło. Nina krzyknęła, sparaliżowana zasłoniła dłonią usta. Wreszcie ruszyła. W jej oczach odbijał się gniew.
      - Świętokradca! - krzyknęła i szarpnięciem odrzuciła Gavina do tyłu. Chłopiec upadł z jękiem. Matka zmierzyła go surowym wzrokiem, by następnie spojrzeć na relikwię. Ogarnęła ją groza tego co zobaczyła, dlatego szeroko otworzyła usta i oczy, wytrzeszczając je z niedowierzania. Żywoszkło pękło! Wpadła w furię. Odwróciła się, by uderzyć chłopca otwartą dłonią"
      - Ty potworze! - wrzeszczała, lecz rękę powstrzymał w powietrzu wyraz twarzy chłopca. Upiorny uśmiech spiorunował ją na równi z oczami szklącymi się połyskliwym odbiciem, choć światło w pokoju było nikłe. Nagle wizja ta zniknęła. Później, przypominając sobie co ujrzała, stwierdziła, że oczy Gavina miały ten niepokojący kolor, powierzchnię co ... lustro. 
     Do salonu wpadł jej mąż, przytulił chłopca patrząc na nią jak na wariatkę. Wyszedł z pokoju, zostawiając ją osłupiałą.
      Popatrzyła na ołtarzyk. Żywoszkło nie pęka, mawiała jej babcia. Tak jak twoje serce powinno być twarde, dodawał potem. 
     W tamtym dniu, serce Niny pękło, gdy klękła przed pamiątką i relikwią, symbolem jej wierzeń - tafli pękniętego żywoszkła, które nie powinno odbijać, tylko pokazywać, a w tamtym momencie obraz, który ukazywało zwierciadło był niezmienny, poznaczony żyłkami pęknięć - ukazywało twarz jej synka krzyczącego z bólu i wściekłości.

wtorek, 21 marca 2017

Na styku sztuki, powieści i życia.


Przeczytałem książkę Eleny Ferrante, pt. Genialna przyjaciółka. W międzyczasie liznąłem trochę rad od Orhana Pamuka (Pisarz naiwny i sentymentalny) oraz klaustrofobicznego stylu Charlesa Bukowskiego...
... i zupełnie przypadkowo znalazłem się na styku kontynentów, czegoś, czego nie potrafię dookreślić jednym słowem jako czytelnik i pisarz.

Pamuk, nawiązując do Shillerowskiej rozprawy (O poezji naiwnej i sentymentalnej) rozważa przenikanie się sfer sztuki, literatury i życia, wyróżniając pisarzy naiwnych i sentymentalnych. Daje przy tym barwne przykłady, porównując pisarstwo do malarstwa, którym zajmował się, nim zapragnął sięgnąć po pióro.

Przywołuje na poparcie swoich poglądów doświadczenie, tak pisarza, jak i czytelnika (tu również rozróżnia czytelników na naiwnych i sentymentalnych), szukając jednocześnie równowagi wobec dysonansu posiadania zmysłu naiwnego pisarza oraz inteligencji pisarza sentymentalnego. Mając dwadzieścia parę lat porzucił malarstwo, mówiąc sceptycznej wobec powieściopisarstwa rodzinie: Powieści pisze się nie dlatego, że rozumie się życie i ludzi, ale dlatego, że rozumie się inne powieści i samą sztukę powieściową i że pragnie się pisać podobnie.



Bukowski w swojej książce jest przede wszystkim krytykiem, topiącym w alkoholu oznaki talentu i zacięcia pisarskiego. Pije, żeby pisać, pisze - żeby pić i znosić nieprzyjemne życie.
Gdybym miał porównać obu pisarzy, zrobiłbym to za pomocą opowieści Ferrante, bo nie daje mi spokoju spostrzeżenie Pamuka o ukrytej cesze opowieści, którą znalazłem w Genialnej przyjaciółce wraz z trójwymiarowymi postaciami, głębią życia niewielkiej społeczności oraz to, co Pamuk sprecyzował słowami:
"najodpowiedniejszym gatunkiem dla wrażenia ducha i formy sztuki powieściowej jest "powieść formacyjna" [...], która opowiada o wychowaniu, dojrzewaniu i kształtowaniu się osobowości młodego bohatera wkraczającego w dorosłe życie".



Może, żeby być sentymentalnym pisarzem, skłaniającym się ku ćwiczeniu warsztatu, trzeba również być naiwnym czytelnikiem, zgłębiającym i angażującym się w powieści i życie codzienne, tak jak zwykł to czynić Bukowski i Pamuk? 

W końcu Pamuk uznał, że styl nie jest elementem powieści, więc nie on obchodzi współczesnego czytelnika, a właśnie opowieść, losy, historia, co świetnie zrobiła Elena Ferrante!


Looe Akhl. Spokój

             Powitała mnie serdecznie, niezbyt wylewnie, całując w policzek. Takimi niewinnymi gestami zdobyła moje serce. Podałem jej bukiet. Odebrała go z szerokim uśmiechem i błyszczącymi, orzechowymi oczyma. Byłem u niej pierwszy raz, ale nie zdziwiłem się, że poprowadziła mnie do salonu. Nie chcieliśmy się śpieszyć.
             Z kuchni dochodził zapach jakiejś potrawy. Z zakłopotaniem powiedziała, że jeszcze nie jest gotowe i potrzebuje co najmniej pięciu minut. Nie mogłem wyjść z podziwu jak pięknie wyglądała. Po spłonionych policzkach, rumieńcu sięgającym dekoltu poznałem, że nie tylko mnie trawiła gorączka nerwów i wyczekiwania.
             Była ode mnie o wiele młodsza, ale dorosła na tyle, żeby czuć się pewnie dzięki prostemu makijażowi czy skromnej spódniczce. Największe wrażenie zrobiły na mnie perły. Nikt już ich prawie nie nosi. Wyobraźnia podsuwała obrazy, w których ściskam je w dłoni, całując po pachnącej drogimi perfumami szyi. Na stoliku czekały napełnione kieliszki.
             Wino wprowadziło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Siedząc na kanapie, obserwowałem jej subtelne ruchy, jakby ćwiczyła chodzenie w szpilkach godzinami. Od stukania obcasów przechodził mnie dreszcz. Gdy wstawiała kwiaty do wody, sięgnąłem po kieliszek. Młode wino ma w sobie energię, werwę samego porannego słońca, grzejącego grona pokryte rosą. Z nią było tak samo. Poznałem to po pierwszym pocałunku. Upijałem się miękkością dolnej wargi, siłą odwzajemnionego nacisku ust.
             Chciałem pić z tego źródła i niecierpliwy jak nigdy przedtem, wstałem i poszedłem za nią. Nie wydawała się zaskoczona ani przestraszona. Kolacja poszła na straty. To była nasza pierwsza wspólna noc. Jedna z wielu naszego wspólnego życia.


Nie ma ucieczki przed pisaniem.


“Always there comes an hour when one is weary of one's work and devotion to duty, and all one craves for is a loved face, the warmth and wonder of a loving heart.” ― Albert Camus

Nie ma ucieczki przed pisaniem.

Siedzę od południa, formułuję kontury dla myśli w stanie ciekłym wewnątrz zapełnionej pomysłami głowy, zgolonej na łyso jak u upadłego Samsona. Prawdziwy siłacz nie potrzebuje gęstej czupryny złotych, lwich loków, tylko dobrze zakorzenionych cebulek. Włosy odrosną, słowa uplotą nowe historie. Czuję się gotowy.
Planuję pierwsze zdanie, wymieniając pierwszy wyraz raz za razem jak palacz gaz w ulubionej zapalniczce. Słyszę syk własnego zniecierpliwienia, kiedy poprawiam jakość wersji „jeden” na jakość wersji „stąd do nieskończoności”, niezadowolony z efektów aż docieranie szlifów pozbawia śliny i pisarza, i krytyka, a głód mój się odzywa, ten od oczytania oraz fizycznie dokuczający żołądek. Tym razem zamiast gazem napełniłem zapalniczkę kroplami nadziei, że jeszcze coś potrafię; iskra idzie od nadziei, coś się wewnątrz mnie zapala, podsycane podmuchem strachu, że powoli też wypalam się w swoim nałogu pisania.
Jakość trzecia mnie zaskakuje, idzie coraz lepiej z bohaterem, z wędrówką od tajemnicy do przemiany, w przemianie z niesioną pochodnią, od światła której spadają maski, przyjaciel odkrywa wroga, a wróg wybaczenie lub swój kres i jestem na końcu, myślę, że to właściwe zakończenie… piszę jednak dalej. Każda historia ma jakieś niedopowiedzenie, wątek ukryty, jawnie szukający ujścia, tunel prowadzący do wyjścia z bocznej uliczki głównej trasy turystycznej produkcji stylistycznej.
Dziękuję.