wtorek, 21 marca 2017

Looe Akhl. Spokój

             Powitała mnie serdecznie, niezbyt wylewnie, całując w policzek. Takimi niewinnymi gestami zdobyła moje serce. Podałem jej bukiet. Odebrała go z szerokim uśmiechem i błyszczącymi, orzechowymi oczyma. Byłem u niej pierwszy raz, ale nie zdziwiłem się, że poprowadziła mnie do salonu. Nie chcieliśmy się śpieszyć.
             Z kuchni dochodził zapach jakiejś potrawy. Z zakłopotaniem powiedziała, że jeszcze nie jest gotowe i potrzebuje co najmniej pięciu minut. Nie mogłem wyjść z podziwu jak pięknie wyglądała. Po spłonionych policzkach, rumieńcu sięgającym dekoltu poznałem, że nie tylko mnie trawiła gorączka nerwów i wyczekiwania.
             Była ode mnie o wiele młodsza, ale dorosła na tyle, żeby czuć się pewnie dzięki prostemu makijażowi czy skromnej spódniczce. Największe wrażenie zrobiły na mnie perły. Nikt już ich prawie nie nosi. Wyobraźnia podsuwała obrazy, w których ściskam je w dłoni, całując po pachnącej drogimi perfumami szyi. Na stoliku czekały napełnione kieliszki.
             Wino wprowadziło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Siedząc na kanapie, obserwowałem jej subtelne ruchy, jakby ćwiczyła chodzenie w szpilkach godzinami. Od stukania obcasów przechodził mnie dreszcz. Gdy wstawiała kwiaty do wody, sięgnąłem po kieliszek. Młode wino ma w sobie energię, werwę samego porannego słońca, grzejącego grona pokryte rosą. Z nią było tak samo. Poznałem to po pierwszym pocałunku. Upijałem się miękkością dolnej wargi, siłą odwzajemnionego nacisku ust.
             Chciałem pić z tego źródła i niecierpliwy jak nigdy przedtem, wstałem i poszedłem za nią. Nie wydawała się zaskoczona ani przestraszona. Kolacja poszła na straty. To była nasza pierwsza wspólna noc. Jedna z wielu naszego wspólnego życia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz