wtorek, 21 marca 2017

Nie ma ucieczki przed pisaniem.


“Always there comes an hour when one is weary of one's work and devotion to duty, and all one craves for is a loved face, the warmth and wonder of a loving heart.” ― Albert Camus

Nie ma ucieczki przed pisaniem.

Siedzę od południa, formułuję kontury dla myśli w stanie ciekłym wewnątrz zapełnionej pomysłami głowy, zgolonej na łyso jak u upadłego Samsona. Prawdziwy siłacz nie potrzebuje gęstej czupryny złotych, lwich loków, tylko dobrze zakorzenionych cebulek. Włosy odrosną, słowa uplotą nowe historie. Czuję się gotowy.
Planuję pierwsze zdanie, wymieniając pierwszy wyraz raz za razem jak palacz gaz w ulubionej zapalniczce. Słyszę syk własnego zniecierpliwienia, kiedy poprawiam jakość wersji „jeden” na jakość wersji „stąd do nieskończoności”, niezadowolony z efektów aż docieranie szlifów pozbawia śliny i pisarza, i krytyka, a głód mój się odzywa, ten od oczytania oraz fizycznie dokuczający żołądek. Tym razem zamiast gazem napełniłem zapalniczkę kroplami nadziei, że jeszcze coś potrafię; iskra idzie od nadziei, coś się wewnątrz mnie zapala, podsycane podmuchem strachu, że powoli też wypalam się w swoim nałogu pisania.
Jakość trzecia mnie zaskakuje, idzie coraz lepiej z bohaterem, z wędrówką od tajemnicy do przemiany, w przemianie z niesioną pochodnią, od światła której spadają maski, przyjaciel odkrywa wroga, a wróg wybaczenie lub swój kres i jestem na końcu, myślę, że to właściwe zakończenie… piszę jednak dalej. Każda historia ma jakieś niedopowiedzenie, wątek ukryty, jawnie szukający ujścia, tunel prowadzący do wyjścia z bocznej uliczki głównej trasy turystycznej produkcji stylistycznej.
Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz