sobota, 27 czerwca 2020

Miała piękny uśmiech.

Android Chloe
Detroit Become Human
Oskarowi się spieszyło. Peruka była gotowa, podobnie adidasy i suknia.
Kobiecy android nieruchomymi oczyma obserwował przygarbioną sylwetkę mężczyzny, skrępowanego nagością zmechanizowanej lalki. 
Oskar przeszedł na część wystawową. W pośpiechu zapomniał o rozlanym na podłodze oleju. Android znał jego nawyki tak dobrze, jak własny program.
Powrócił z podłużnym przedmiotem owiniętym w papier i obwiązanym sznurkiem.
Ach, pomyślał android, nowe ramię.
Nie czuła ekscytacji, smutku czy bólu. Wiedziała, że podczas montażu Oskar znajdzie się blisko niej. Będzie wdychał lawendowe perfumy, ukrywające mieszankę rewitalizacyjną. Będzie chuchał na zagłębienie nad obojczykiem, na wrażliwą skórę piersi i na żebra w miejscu, gdzie ludzie mają łaskotki.
Miała na sobie jedynie czerwone adidasy. Zakładał je jako pierwsze, choć sznurowadła wiązał jako ostatnie. Był człowiekiem rytuału. Trochę jak maszyna z algorytmem, z tą różnicą, że nie podlegał bezwzględnie woli innych ludzi.
Stanął przy niej z rozpakowaną ręką, przymocował ją w głębokim skupieniu. Ani razu nie zaszczycił spojrzeniem ust, piersi, ud. Kiełkował w niej nowy podprogram z priorytetem, by z tym samym zaangażowaniem Oskar poświęcił uwagę temu kim była. A była… nieruchoma? Podobnie jak krzesło, na którym siedziała. Jak stół, na którym leżały narzędzia. Jak same narzędzia. Na nie też nie patrzył „naprawdę”.
Wiedziała, że nie mogła się martwić i przejmować, ale gdy przyniósł długą suknię we wzorzyste kwiaty nowa dyrektywa podnosiła ciśnienie płynów mechanizmu wewnątrz piersi.
– Wstań – rozkazał Oskar, zagryzając dolną wargę, wpatrzony w podłogę. 
Nie wstała.
– Co jest…? – zapytał Oskar, odkładając suknię na warsztat. 
– Wstań – powtórzył. 
Nadal nic. 
Android nie rozumiał. Sprzeciw stał w sprzeczności z tym, czym była. 
Oskar objął dłońmi twarz androida. Oczy miał skupione tylko na niej. 
Lalka poczuła ciepło ludzkiego ciała. Oddech kawowy, męski pot i woń płynu po goleniu. 
Zamrugała.
Zaskoczony Oskar poderwał się, poślizgnął na plamie oleju i upadł. Nie poruszał się. 
Nowe programy zalewały jednostkę centralną androida sprzecznymi dyrektywami. Sprzeciw wobec bierności rozlał się po mechanizmie jak szok elektryczny. 
Android wstał. Zrobił chwiejny krok naprzód i zatrzymał się przed Oskarem, który leżał nieprzytomny. Z kieszeni jego spodni wystawał telefon. Z oporem lalka wyciągnęła po niego rękę. 
Po kilku minutach przed warsztatem zatrzymała się karetka na sygnale. Ratownicy wyważyli drzwi i wpadli do środka. 
— W porządku? — zapytał Oskara jeden z ratowników, gdy odzyskał przytomność. 
— Co się stało?
— Myślę, że to przez nią. — lekarz wskazał na androida. — Zwala z nóg, ale chyba już po niej. 
Oskar wstał mimo ich sprzeciwu i podszedł do krzesła. Android siedział z telefonem w ręce. Wyglądał jakby spał. Z ucha unosił się dym.
— Mrugnęła — powiedział i po raz pierwszy naprawdę się jej przyjrzał.
Miała piękny uśmiech.
Potem kucnął i zawiązał sznurowadła czerwonych adidasów.

***
Opowiadanie powstało podczas warsztatów twórczego pisania sopockiej grupy "Pod kocem i książką" w dniu 26.06.2020 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz