sobota, 10 października 2020

Nowa rutyna.

Jabłka w ogródku przestały spadać. Dla mnie tak kończy się jesień. W nocy spałem lepiej, nie budziły mnie zielone, kwaśne główki uderzające w twardą ziemię.
Śniło mi się coś o dźwiękach, po które stało się w kolejce w Lidlu na Kołobrzeskiej, ale nie dośniłem co było dalej, czy dostałem swoją porcję brzmień, czy wyszedłem głuchy.
Z zachowania kotki wyczytać można, że złamałem tabu rutyny.
Przyzwyczaiła się, że jestem zawsze i moja i obecność była jej na rękę. Teraz wstaję wcześnie, zdenerwowany i rozbudzony strachem przed spóźnieniem. Jem szybko, ruszam się zbyt gwałtownie, choć czasu zawsze mam zapas. Ćwiczę, ale energia kumuluje się, zamiast ulatniać. 
Kotka nerwowo szuka swojego miejsca w nowej rzeczywistości. Kładzie się w trzech miejscach dobrze znanych z wygody: na pościelonym, jeszcze ciepłym łóżku, na czerwonym fotelu i ostatecznie na parapecie, ale nawet tam nie zmruży oka. Leżenie przy oknie jest znakiem, że nie podobają się jej żadne zmiany i ogródek czeka aż instynktownie ucieknie w poranną, bezpieczną ciszę osiedla. Z kotki można wyczytać tyle, ile z tego wpisu o ciężarach, jakie noszą nadzieje związane ze zmianami. I to także, że gdy zatrzymuję się, żeby popatrzeć na jabłoń w półdzikim, zarośniętym ogródku, tęsknię za rytualnym spokojem ostatnich. Za budzeniem się ze słońcem już gotowym na jasnym niebie. Już tego nie potrzebuję i dlatego łamię świat, w którym dojrzewałem od jakiegoś czasu. Wzywam w rytuale nowego dnia nowe rutyny i oby szło mi w nich lepiej, niż w dotychczasowych.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz