sobota, 13 maja 2017

Cisza. Ruch. Tożsamość.

The smell of the sea…hooks us somewhere deeper than reason or civilization, in the fragments of our cells that rocked in oceans before we had minds, and it pulls till we follow mindlessly as rutting animals. (Tana French):




Widzę, jak pisze, złości się na własne słowa,
mnie kartkę i pojmuje, że nic z tego, widzę,
jak bierze się za bary z własnym przemijaniem,
płacze i niczego nie rozumie. Podzielam jego wściekłość,
bezsilność zaciśniętej pięści, która nie znajdzie już przeciwnika,
zgodę na nią i wreszcie spokój.

Łukasz Orbitowski, Nadchodzi

            





Próbuję zapanować nad swoją ciszą. Życie to przygoda. Ruch to życie.
Czasami na morzu panuje cisza, a ja żegluję z wątpliwościami, czy port istnieje, czy to mój port. Z jakiegoś powodu nie dopuszczam do siebie myśli, że płynę dla samego ruchu, dla wypełnienia reguł życia, z których najważniejszą jest zasada podążania: jeśli żyjesz, od dreptania w miejscu po taniec, od popychania do oporu jesteś w nieustannym ruchu. Zamień dwie literki: „ż” i „d” i pojawi się duch podążania – pożądanie. Idziesz za czymś lub za kimś, lecz przede wszystkim pojawia się pożądanie niezakłóconego żeglowania i żeby cisza nie skończyła się na skałach. 
https://pl.pinterest.com/pin/19421842123561538/
Próbuję zapanować nas swoją pasją. Obrazując, siadam i piszę. Nawet, gdy jedyną brzmiącą we mnie nutą jest nuta opuszczenia ważnych fragmentów mojej osobistej opowieści. Na plakacie na ścianie narysowany człowiek siedzi przy stole, naprawia sieć, w oddali horyzont wypluwa z granatowego morza ciemne chmury. Doświadczony żeglarz nie wypływa w sztorm. Siedzi w bezpiecznym porcie, śpiewa szanty i salwuje się śmiechem dopóki nie ucichną gromy. Czasami burza zastanie go na morzu, żeglarz zwija w sobie strach w supełek, owija go na świadomości, że port istnieje, jego port i tam płynie i może dopłynie? Każdy ruch na łodzi targanej wysokimi falami, między burtami przecinanymi przez błyskawice służy pasji.
Cisza mniejsza i cisza większa, w pierwszej jestem ja, rozpostarte ręce zamiast skrzydeł i lecę w dół, nieskończenie w dół, w drugiej dokonuję przemiany, lecę do góry, bez grawitacji, bez pośpiechu ku gwiazdom i spełnieniu.
https://pl.pinterest.com/pin/58687601370114498/
Próbuję zapanować nad drzazgą w sercu; wyrosła zamiast korzeni. Jest coś strasznego w korzeniach tożsamości. Skąd wyrosłeś, tam wrócisz. A gdy wędrujesz? Dom Twój, gdzie Serce Twoje. A gdy zostawiasz po kawałku serca w innych ludziach? Odrywają się wraz z nim, a Ty podążasz dalej i pożądasz wypełnienia miejsc po opustoszałych kawałkach serca. A największym jest brak początku sprzed narodzin. To właśnie dziedzictwo osoby bez zakotwiczenia się w ludziach i ich życiach, w przeszłych pokoleniach przodków nabrzmiewa i rodzi osamotnienie. Ten port nie istnieje; jest tylko próba zapanowania nad własnym tworzeniem wszystkiego z niczego.
Kiedy życie przestanie być przygodą, ruch będzie tylko kierunkowy i bezcelowy.

Lepiej pisać niż wcale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz